Obserwując rzeczywistość, zarówno bliską – powszednią, jak i tą dalszą – zapożyczoną ekranami; można odnieść wrażenie, że dominujące jest niezrozumienie zasadniczej istoty władzy – a co za tym idzie, jej elementarnych atrybucji. Rozkalibrowana optyka (przez media mass i social), połączona z nieumiejętnością rozpoznania właściwych wzorców sprawia, że rozumienie podstaw władzy staje się coraz bardziej pokraczne i zdeformowane.
Zauważalne jest notoryczne mylenie władztwa z rządzeniem. Rządzić znaczy tu bowiem tyle, co urządzić – względnie zarządzić; czyli właściwie umościć się na gotowym, na zastanym i istniejącym już środowisku lub strukturze. Dysponować dostępnymi zasobami oraz sterować wektorami poczynań. Do rządzenia nie trzeba więc szczególnej wyobraźni – zwykle wystarczy swego rodzaju życiowy spryt, względnie podlany dawką (przygodnej często) charyzmy. Nie ma w tym niczego niewłaściwego, jest to w zasadzie pokłosie skrzętnego gospodarzenia – oczywiście, jeśli uprawiane rozważnie i z należytym poszanowaniem otoczenia. Poprawne rządzenie jest jednak skuteczne tylko w okresach spokoju i prosperity.
JESTEM NIEZALEŻNYM AUTOREM, WSPIERAJ MNIE I SYPNIJ GROSZEM:
Do władztwa natomiast konieczne jest czymś władanie – a więc biegłość, opanowanie, maestria w jakiejś umiejętności. Trzeba wpierw dość mozolnie przyswoić to, lub inne rzemiosło, które następnie – nasycone pierwiastkiem osobistych doświadczeń i zmagań – przerodzi się w swoisty artyzm, w jawne mistrzostwo. Trzeba się zatem nie tylko wymyślić, ale i umieć tym, co opanowane podzielić z innymi. Ci, którzy otrzymywali, zdobywali oraz sprawowali władzę (bez względu na jej skalę i rozległość), wpierw władali: mową, rytuałem, mieczem, piórem, przepływem towarów, dostępnością usług, strumieniem kapitału, innowacyjnością technologii. Nawet wielcy samotnicy, którzy władali wyłącznie sobą samym, potrafili oddziaływać na rzeczywistość mocą swego myślenia, postawy, czy dyscypliny. Ludzie władzy potrafią bowiem nie tylko osadzić się w świecie, ale i nieustannie osądzać swoje decyzje – czynią to samoistnie oraz bez przymusu. Człowiek, który pojął naturę władzy, nie obawia się już niczego bardziej od siebie – pozostając nieustannie swym najwierniejszym dozorcą, najwnikliwszym krytykiem i najmniejszym wielbicielem.
Kiepscy rządzący tylko udają ludzi władzy. Boją się rozliczeń i podsumowań, przemodelowują więc zasady i reguły tak, by do nich nie dopuścić. Po uzyskaniu pożądanego statusu i pozycji, ich charyzma mutuje w narcyzm – a nierozeznanie własnego wnętrza okazuje się niewystarczające, by unieść ciężar rzeczywistych wyzwań danej epoki. Ludzie ci w przewadze kończą, jako smutni i daremni obrońcy własnej niemocy – a ich kalekie wspólnoty upadają pod naporem spiętrzonych problemów, same się niejako przy tym pokonując.
Władza prawdziwa to godne oraz poważne nieuchylanie się od podejmowania/stawiania wyzwań i przesuwania horyzontu. To podwójna samotność – człowieka i władcy – przyjęcie siły i słabości wspólnoty, oraz faktu, że jest się jej emanacją a zarazem kontrapunktem. Natura władzy nie jest bowiem wypowiadalna – jest pojmowalna, podoła temu tylko hartowana stal. Nieliczni to wiedzą, liczni udają że pojęli, większość tego nie rozpoznaje.
Komentarze
Prześlij komentarz