Ogłoszenia parafialne:
Drodzy czytający/e – z powody nikłego wsparcia finansowego oraz braku współpracą ze strony mediów, Szeroki Margines zawiadamia, iż rubryka z felietonami od przyszłego roku zostanie najprawdopodobniej zawieszona (na czas nieokreślony). Także przed Wami więc zapewne ostatnie cztery felietony (cieszmy się cenić felietonistów, tak szybko odchodzą). Osobiście bardzo cenię tę rubrykę (choć jednocześnie się obawiałem czy w ogóle jej podołam) – natomiast kompletnie nie wiem, czy to co sobie bajdurzę, ma jakiekolwiek znaczenie dla szacownych osób czytających. Tak więc – na dzień dzisiejszy najprawdopodobniejszy scenariusz to jeden regularny artykuł w tygodniu – pewnie jakaś recenzja, albo inna ‘przedłykendowa polecajka’ (czyli wpis piątkowy, plusa jakieś ‘wolne elektrony’ od czasu do czasu). Niemniej dziękuję moim kochanym Patronom, stawiaczom kawy oraz czytelnikom za wsparcie i dobre słowo. A teraz – do felietonu!
W geście solidarności z dużą częścią naszych krajan, zdecydowałem się pojechać pociągiem. Choć to tylko trasa do stolicy województwa, już drżę na samą myśl o tym szalonym przedsięwzięciu. Żeby nie było – regularnie używam zbiorkomu do podróży małych i dużych – np. dopiero co wczoraj pojechałem miejskim zbiorkomem na konsultacje społeczne o regionalnym zbiorkomie. Jednak podróż ciapągiem to jest w naszym pięknym kraju od zawsze dreszczyk emocji. Ale po kolei (kolej to w tym miejscu dobre słowo): otóż zaczęło się tydzień temu, gdy znajomi wracali z wakacji kolejką (są eko) – i standardowo utknęli na magistrali kolejowej w środku pola na kilka godzin (tym samym przedłużono im urlop do godziny 3-ej w nocy, choć barek chyba nie działał). Kolejnego dnia, w okolicach południa w pracy ta dziewczyna wyglądała tak, jakby ją ten wagon w którym koczowali po prostu potrącił. Nie że to kiepskie zakończenie wakacji (nie każdy ma wakacje, np. motorniczy pociągu w tym czasie przecież nie miał) – ale trochę kiepskie zakończenie wakacji. Jednak gdyby ktoś chciał używać zbiorkom żeby np. pracować – to jednak łączę się w bólu (nie zdążysz). Dopiero wczoraj 80-u pasażerów spało w pociągu relacji Przemyśl-Berlin i dzięki nieprawdopodobnej postawie PKP, spędziło w tej epickiej podróży transsibirem niemal 30 godzin (mam nadzięję, że WARS działał, choć pewnie nie działał – podobnie jak WIFI i spłuczka w toalecie w pociągach, którymi dane mi jeździć).
Ja rozumiem, że zima mogła (jak zwykle) zaskoczyć drogowców – ok, jest grudzień i kto by się przecież spodziewał (!) – a w dodatku droga jest długa, szeroka i łatwo się na niej zgubić – toto się przecież rozwidla, plącze i za cholerę nie wiadomo dokąd właściwie prowadzi (zwłaszcza jak lemiesz pługa coś im tam pewnie zasłania). Ale że zima zaskoczyła kolejarzy? Na litość – to są przecież dwie szyny po 5 cm szerokie i prowadzą od punktu do punktu – no, jak po sznurku (Łazuka po pijaku by trafił!). Kolej wymyślono przecież po to, żeby używanie (i serwis) tego wynalazku był jak najprostszy – nie jeżdżą po torach przecież żadne Mietki i Bożenki z gminu na jakiś rozklekotanych drezynach – nikt tam przecież nie jeździ, oprócz dziarskich kolejarzy. Całe ich, mają wszystko – trakcję, szyny, lokomotywki, zwrotniczki, przejazdy kolejowe z pierwszeństwem, dworce i przystanki, rozkład co do minuty i żadnej kontroli społecznej nad tym, co oni sobie tam właściwie wyprawiają. I co? I chyba niestety jajco, drodzy Państwo – bo państwo w kwestii zbiorkom, nie tylko zresztą kolei, dawno już skapitulowało (a my musimy za to płacić). Więc czekam sobie, lat już dwadzieścia, na reanimację sektora komunikacji publicznej – i czuję się przy tym trochę, jak jakiś typ w ringu, który przecież tylko przechodził – ale zamknięto go znienacka w kwadracie otoczonym linami z dwoma wściekłymi typami, którzy piorą się po mordach argumentami: ‘prywatyzować’ kontra ‘upaństwawiać’.
Otóż spieszę z niezłą mam nadzieję radą – kochani, ani jedno, ani drugie. Szybki przykład: u nas, tzn. w naszym miejskim dwupaku (Zdrój i to drugie, średniej wielkości miasto zza góry), funkcjonuje zbiorkom publiczny i prywatny – tj. autobus miejski i bus prywatny (tzw. ‘nyska’). ‘Wielka szyba’ jest wygodna (dla osób starszych, tych z niepełnosprawnościami, czy rodziców z wózkami) – natomiast nyska szybsza i obsługuje także dodatkowe linie. Czy prywatny bus, poza tym, że jest droższy jest też wygodniejszy lub bardziej punktualny? Nie. Jeździ to w cały świat, rozklekotane, ciasne, brudnawe – czujesz się częściej jak worek kartofli, niż pasażer (choć są i schludne pojazdy, choć niestety są one w mniejszości). Czy natomiast w autobusie jest bardziej komfortowo? Nie. Śmierdzi żulem, siatkę połączeń wyznaczał chyba człowiek pijany w ‘najtisach’ (a na pewno taki, który autobusem nie jeździ) – bo niektóre linie są zdublowane, innych nie ma wcale – i dochodzi do takich absurdów, że np. żeby dojechać na sąsiednią dzielnicę, trzeba jechać na około, przez dwie kolejne. Więc podsumowują: u nas, jak ktoś lubi delirium – ‘nyska’, natomiast amatorom wycieczek krajoznawczych – ‘wielka szyba’. Tyle o publicznym i prywatnym – nie tu się diabeł kryje.
Diabły, szacowni czytający, siedzą jak zwykle gdzie indziej. Ale nudzą się strasznie nasze rodzime diabły koordynacji, współpracy i procedur – bo przeciętny Polak raczej nie lubi koordynacji i współpracy – a procedur się boi, jak diabeł święconej wody (aczkolwiek, jak widać w tym zdaniu, diabeł siedzi także w każdym z nas – więc może jest jakaś nadzieja). A na pewno nie lubią, nie chcą i nie będą ich wprowadzać ludzie decyzyjni (np. eleganckie pany z PKP czy betonowe dziadki ze ZDiKumu). Moja więc rada? Spuścić te diabły – proste jak rogalik, niech wreszcie pohasają. Kolej, linie autobusowe, drogi i pobocza – inżynieria komunikacji to naprawdę nie jest technologia NASA. To jest ograne i hula jak złe – w każdym już rozwiniętym, europejskim kraju (a wierzę, że takim jesteśmy). Żadne tam mamienie pasażera prywatyzowaniem wszystkiego wokół, ani też nacjonalizowaniem co popadnie – po prostu zwykła konkurencja, pod okiem odpowiedniego arbitra (jak w ringu).
JESTEM NIEZALEŻNYM AUTOREM, WSPIERAJ MNIE I SYPNIJ GROSZEM:
Kto chce pokazać, jak się robi usługi dla ludności – czeskie spółki pchają się na polskie tory? Proszę bardzo. Czekam z niecierpliwością (i współczuję jednocześnie). Polscy busiarze chcą wozić ukraińskich pracowników do fabryk? Droga wolna. Ale ludzie! Tak dłużej przecież nie może być, tak się już nie da – no ile można czekać? I co – znów nie zdążymy? Zbudujmy wreszcie odpowiednie organy kontroli i nadzoru – złożone z przedstawicieli państwa i obywateli, wyposażone w odpowiednią technologię do sprawnej i transparentnej weryfikacji – które będą pełną parą budować i udoskonalać procedury w systemie ‘smart-city’, czy ‘smart-region’ (to się nazywa fachowo partnerstwo publiczno-prywatne). Bez tego przeciętnie kolejarz nas niestety oleje i busiarz też nas oleje – bo jeśli ludzie czują się bezkarni, to tak też się zachowują. Okrągło gadający pan w administracji PKP nie jest rozliczany z efektywności, a wyżarty szef firmy transportowej wie natomiast, że i tak musisz dojechać do pracy (więc w obu przypadkach : ‘sorry Winnetou’, ale mamy Cię, biedaczyno komunikacyjna). I już uprzedzam – auto nie rozwiąże problemu, bo drogowcy są przecież notoryczni zaskoczeni, że nas było stać i już kupiliśmy auto (nawet jeśli zrzuciła się na to cała rodzina – np. żeby wozić bachorsy do przedszkola a dziadków do szpitala). Już oni tam szybciutko udowodnią, że może na auto to nazbierałeś i masz – ale na drogę nie masz i mieć nie będziesz (Bogowie Olimpu, kiedy będą wreszcie te osobiste pojazdy latające?).
Do Wrocławia mamy tym ciapągiem godzinę i kwadrans. Jedziemy rodzinnie z jednym seniorem. Bierzemy kocyk, termos, kanapki, gazetki, powerbanki i talię kart. Zastanawiamy się jeszcze nad stuptutami, odzieżą termoaktywną, apteczką i łopatą lawinową (gdy nam się znudziło siedzenie w polu i chcielibyśmy przez to pole przejść, wyprzedzając wtedy pewnie pociąg). Będzie ciekawie, bez dwóch zdań – ale musimy dotrzeć, bo kultura wzywa i Beksiński sam się przecież nie obejrzy. Ewentualnie poprosimy Mikołaja (bo dziś mikołajki), żeby nas podrzucił saniami (tylko spadochronów jeszcze nie mamy). W te mikołajki więc wszystkiego najlepszego – także dla wszystkich tych, którzy na coś (nie)cierpliwie czekają!
Komentarze
Prześlij komentarz