Przejdź do głównej zawartości

FELIETON / Punktując

Fot. Johann Walter Bantz / unsplash.com


W geście solidarności z debiutantami postanowiłem wypunktować sobie rok. Czyli mówiąc potocznie – wyłożyć kawę na ławę. Zaczęło się jak zwykle prozaicznie – czyli od drastycznej podwyżki ceny właśnie samej kawy (70 złotych polskich na kilogramie, a nowy rok się jeszcze nie zaczął!). Wspomnę, że tej właśnie kawy, która zapewnia czytającym te małą środową rozrywkę – a którą to czytający niechętnie mi stawiają (przecież widzę po statystykach, że czytacie!). Afera z kawą przelała u mnie czarę goryczy (pewnie dlatego, że też gorzka) i teraz zapewne mi się uleje jakieś małe co-nieco z tzw. ‘prozacu życia’.

Mijający mnie właśnie rok wyjątkowo trudno w moim przypadku zaliczyć do udanych. Gdybym musiał użyć homeryckiego porównania – to ja idę piechotą (o lasce), on mija mnie na elektrycznej hulajnodze (w dodatku zmierzamy w przeciwnym kierunku). Zatem w 2023 roku na plus mogę jedynie przyjąć dwie kwestie (nieco zresztą ze sobą powiązane) i którymi nie będę teraz smucił konia, bo nic z tego dla czytających nie wynika. Nadmienię, że u mnie wszystko w porządku.

Minusów jest natomiast całkiem sporo. I choć pozostają bez wpływu na moją ogólną kondycję – przytoczę je teraz jeden po drugim, bo obrazują pewien powszechnie znany polski problem. Mianowicie problem zaburzeń we wzajemnej komunikacji (braku komunikacji?). Przyjrzyjcie się proszę tym przykładom i spróbujcie potwierdzić w moim wywodzie ten wspólny mianownik lub też dajecie znak w komentarzach, że jednak przesadzam.

Na wiosnę starałem się o przystąpienie do warsztatów dziennikarskich, spod szyldu wpływowych ogólnopolskich mediów (wspólny projekt kilku redakcji). Nie załapałem się do udziału, mimo że było to przedsięwzięcie reklamowane jako aktywizacja lokalnych mediów (fakt, że nie pracuję w żadnej redakcji był powodem odrzucenia mojej kandydatury). Ciekawe jest, że szumne ogłoszenia o tym projekcie miały nie tylko udowodnić, jak centrum dba o peryferie – ale, przede wszystkim, przynieść wymierny efekt w postaci publikacji szeregu artykułów. Oczywiście stworzonych przez debiutantów, przy mentoringu wyjadaczy (coś o tym, że wreszcie Polska peryferyjna pojawi się w głównym nurcie debaty publicznej, blablaba). Okazało się to raczej niestety taką trochę jakby przedwyborczą wydmuszką (klasyczna mobilizacja elektoratu). Dlaczego tak krytycznie oceniam tę szlachetną inicjatywę? Ponieważ efekty tego przedsięwzięcia są co najwyżej mizerne – osobiście, na ten przykład, w miesiąc napisałem więcej textów o lokalnej tematyce (i obszerniejszych), niż te redakcje opublikowały u siebie w pół roku. Moje texty znajdują się właśnie na tym na blogu – jako że gdzie indziej miałbym je opublikować, skoro tu nie ma żadnej prywatnej gazety? Niedawno więc zaproponowałem tej redakcji cykl łykendowy (bo w łykend nic nie publikują, nie czają że ‘najtisy’ się skończyły!?) – nie raczyli jednak odpowiedzieć.

Latem, na jednym z literackich festiwali, zapoznałem ok. 1/4 redakcji najpoczytniejszego kulturalnego pisma w kraju – która to grupa przemiłych pań, mimo pewnych ostrożnych – ale jednak deklaracji – jak dotąd nie raczyła nawet odpowiedzieć na moje maile. W sumie może i dobrze się stało, bo ta gazeta jest żywcem skopiowana z The New Yorkera (nawet układ szpalt się powtarza) – i choć nadal ją czytuję, to jednak zdecydowanie wolę oryginał (tam na szczęście publikacja mi nie grozi, więc nie muszę wzdychać jak czytam).

Babim latem, odrzucono maszynopis jednej z moich książek (reportażu o ochronie przyrody w Polsce) – oczywiście bez podania przyczyn, ale i tradycyjnie bez słowa informacji o tym, czy w ogóle ktoś go przeczytał i zweryfikował (a uwielbiam konstruktywną krytykę). To zdarzenie jest dla mnie chyba jakąś nobilitacją – bo owe wydawnictwo jest własnością posiadacza literackiej nagrody Nike (ale dostałem autograf, pewnie jako substytut hot-doga ze stacji, czyli tzw. ‘małego pocieszenia’). Można się z tej odmowy cieszyć o tyle, że jakoś nie widać, żeby konie z tej stajni wygrywały literackie wyścigi. Szkoda jednak, że jako prężne wydawnictwo, nie obsługują skrzynki mailowej.

Jesienią redakcja nowego literackiego magazynu zamówiła u mnie recenzję (oczywiście za darmo) – której następnie nie opublikowała. I jak wszystkie przypadki powyżej, także nie racząc mnie przy tym powiadomić (do dziś nie odpowiada na maile – a wystarczy wydukać trzy litery: N-I-E. Ewentualnie dorzucić: bo nie). Jest to zachowanie po prostu słabe, ale jednak trochę do przewidzenia – bo jak spojrzeć w metrykę tych ludzi, to wychodzi że są jednak dinozaurami (ok, boomers). A jak się jest dinozaurem, to zwykle ciężko znaleźć kogoś, kto ci włączy komputer. W tym przypadku milczenie jak najbardziej zrozumiałe – przecież dawno powinienem wpaść na to, żeby wysłać im fax.

Późną jesienią, szacowny organizator konkursu poetyckiego nie poinformował mnie, że otrzymałem wyróżnienie (oczywiście bez nagrody finansowej) – przez co nie wziąłem udziału w gali wręczenia nagród. I tak bym zapewne nie poszedł – bo niestety, ale bez sutej zapłaty, nie pojawiam się w jednym pomieszczeniu z politykami. Dodam, że w pokonkursowym tomiku, nie tylko pomylono moje dane personalne oraz napisano tytuł wiersza z małej litery – ale także przyznano mi wyróżnienie w innej kategorii, niż ten wiersz wystawiłem (!). Żeby otrzymać ów tomik musiałem wysłać im oficjalne pismo o dostępie do informacji publicznej, no jakiś absurd.

Na przedzimiu otrzymałem odmowną odpowiedź z dwóch dużych uczelni, gdzie starałem się dostać na roczne (oczywiście płatne) studia podyplomowe – żeby jakoś podeprzeć nową specjalizacją, moje pierwotne inżynierskie wykształcenie. Jednak proces udzielania mi odpowiedzi trwał dwa (!) tygodnie – choć tym razem i pisałem i dzwoniłem.

Zimą, pewien szalenie popularny internetowy magazyn o kulturze (o budżecie większym niż budżet kulturalny naszej gminy), publikuje na swojej stronie internetowej texty, które mogę ostrożnie zakwalifikować jako polemika z moimi felietonami (które do nich regularnie wysyłam). ‘Szalenie’ to tutaj słowo klucz – bo ta redakcja ma, słuszny zresztą, wizerunek przebojowych i progresywnych. Po czym wnoszę, że polemizują? Może chodzi o odnoszenie się do moich argumentów na temat polskiej kultury (i jej twórców) – z użyciem wprost fraz z moich textów? A może poprzez 1:1 naśladowanie mojego reportażu o pewnym budynku w Wałbrzychu – tyle że napisanym o ich budynku w stolicy (oczywiście z korespondencyjnym podjęciem przytoczonych przeze mnie aspektów architektury i historii)??? Niby też mnie to jakoś nobilituje, ale jednak trochę dziwnie pachnie – może jeszcze nie wyraźnym nadużyciem, ale jednak mocno dyskusyjnym etycznie zapożyczeniem (podrzucam Wam pomysły? Dajcie więc miejsce na szpaltach w ramach wzajemności). I wprawdzie ich redaktor zawsze mi odpisuje, to jednak jakoś zapomniał o tym wspomnieć (czyli zapewne to wcale nie tak, jak to wygląda).

Na koniec przyszła odmowa z akcesu do rocznego kursu monitorowania polityk publicznych, organizowanego przez najpotężniejszy NG-os w Polsce – istny postrach powiatowych polityków. Na dźwięk jego nazwy krawaciarze uciekają, jak nie przykładając listonosz przed wściekłym psem. Ale ta odpowiedź przyszła! Bogowie Olimpu, jaka radość!

JESTEM NIEZALEŻNYM AUTOREM, WSPIERAJ MNIE I SYPNIJ GROSZEM:

Celowo wypunktowując te przypadki nie podaję żadnych nazwisk i tytułów – bo nie idzie o to, żeby się nad kimś znęcać (ludzie w kulturze i tak mają ciężko). Idzie o to, żeby coś realnie i poniekąd wspólnie zmienić. Na ten przykład zacznijmy od stosownej komunikacji – tzn. dla odmiany takiej jednak dwustronnej (a nie, że mów chłopie do obrazu, a obraz cię osra). Kultura naprawdę nie boli – tylko pomaga i można dzięki niej np. uniknąć zjadliwych felietonistów. Komfort felietonisty polega także na tym, że może, mniej lub bardziej radośnie, napiętnować konkretne zachowania – więc nikt nie powinien czuć się bezpieczny w kontakcie z felietonistą (spokojnie, został jeszcze tylko jeden felieton). To tak na przyszłość.

Ktoś mógłby powiedzieć: eee, przesadzasz i to był zwykły niefart. Choć przecież to wcale nie jest żaden niefart, prawda? Wszyscy to znamy – bo tak właśnie w dużej mierze wygląda Polska rzeczywistość. Czyli z przodu: pozory i zasady – a z tyłu: byle jak i po uważaniu. Przykro stwierdzić, ale wygląda na to, że nie tylko mentalność folwarczna (za nic nie płacić) trzyma się u nas mocno – ale także obowiązują folwarczne maniery (prym wiodą ‘nieczytaci i niepisaci’). Rację miała Agnieszka Szpila, która podsumowując Monikę Strzępkę napisała – że aby coś zwalczać, nie wystarczy deklaratywność, liczą się realne działania (ale do tego trzeba ‘to coś’ najpierw zwalczyć w sobie). Czy zatem Polska jest wsią Adamczycha? Niestety ciągle w dużej mierze jest to wypisz, wymaluj pańszczyźniany folwark z 1670 roku (ludzie! Na litość mamy 17-y wiek!).

Pomimo niegrzecznego w formie ignorowania mojej skromnej osoby (i tysięcy podobnych debiutantów w tym kraju) – na pohybel ignorującym i tak my, debiutanci, znajdujemy sposób, żeby publikować i zabierać głos (ach, ten paskudny internet). Są na świecie rzeczy, których za pieniądze nie kupisz (godność i charyzma) – za resztę, wiadomo że płaci się kawałkiem plastiku. Plastik jest na szczęście powszechny i dość łatwo dostępny (niestety również w textach kultury) – czego nie da się na szczęście powiedzieć o klasie, stylu i rzemiośle. Mam więc do wszystkich ludzi w kulturze małą prośbę: odrobinę więcej kultury i atencji dla debiutantów (bo kto wie – może wkrótce staną się Waszymi kolegami i koleżankami po fachu?). Jeśli ktoś mieni się człowiekiem kultury, niech przyswoi sobie – jeśli nie uprzejmość i profesjonalizm – to przynajmniej umiejętność asertywnego odpowiadania na konkretne zapytania. Przypomnij sobie proszę, jak sam byłeś debiutantem.

Na koniec więc – pocztowym gołębiem, skoro technologia zawodzi – wypada mi szczerze i zupełnie już serdecznie życzyć wszystkim tegorocznym debiutantom (do wszystkich nagród literackich) – powodzenia. Bierzcie całą pulę, nie bierzcie jeńców! Czas wpuścić trochę świeżego powietrza nie tylko do polityki – ale i kultury (oraz właściwie wszędzie w tym kraju, który mamy przecież zmieniać).

>>>ZOSTAŃ PATRONEM<<<

A Birmingham Prize Fight, 1789 By W Allen / Birmingham Mueum Trust / unsplash.com

Komentarze

  1. Brak komunikacji, czy to w kulturze czy w biznesie i bez względu na to czy jesteś debiutantem/początkującym czy też osobą z jakimś już bagaże zawodowych doświadczeń jest wszechobecny w naszym kraju. Rozumiem brak czasu, brak zasobów, brak zainteresowania, ale jednak ten debiutant/początkujący też jest człowiekiem i zwykła informacja zwrotna byłaby na miejscu bez względu na to jaka ona miałaby być. Popieram w 100%, że powinniśmy to zmieniać. Zaczynam klasycznie - od siebie (tyle mogę). Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. JS
      Dziękuję za wypowiedź. Osobiście jestem podobnego zdania, czemu staram się dawać wyraz w komentarzach na tym blogu (dodajmy, że nielicznych). Nie ma przestrzeni publicznej, czy też kultury, bez należytej komunikacji - czyli po prostu takiej, która się w ogóle odbywa. Bo choć podobno milczenie jest złotem a mowa tylko srebrem, to nie jest grzecznością nie odpowiadać na pytania - jeśli udzielanie odpowiedzi jest częścią czyichś obowiązków zawodowych. Dziękuję za wsparcie i życzę skutecznego znoszenia barier komunikacyjnych.

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

SPIS DZIEŁ ZDROJOWYCH / rok 2024

Fot. Bernard Hermant / unsplash.com JESTEM NIEZALEŻNYM AUTOREM, WSPIERAJ MNIE I SYPNIJ GROSZEM: >>>ZOSTAŃ PATRONEM<<< >>>POSTAW KAWĘ<<<  Roczny spis treści - texty uporządkowane wg. cykli (od najliczniejszych). "Chłopiec i czapla" Hayao Miyazakiego (recenzja filmu animowanego) kliknij, żeby przeczytać recenzję "Civil War" Alexa Garlanda (recenzja filmu fabularnego) kliknij, żeby przeczytać recenzję "Perfect Days" Wima Wendersa (recenzja filmu fabularnego) kliknij, żeby przeczytać recenzję "Gościnne występy. Kawałki o projektowaniu" Marcina Wichy (recenzja książki) kliknij, żeby przeczytać recenzję "Ostrygi i kamienie. Opowieść o Normandii, Bretanii i Pikardii" Krzysztofa Vargi (recenzja książki) kliknij, żeby przeczytać recenzję "Wynajdując powody, czyli eugeniusz ze mnie" (o wszystkim i o niczym) kliknij, żeby poczytać "A powinienem przecież być nad wodą" (o wodzie i lądzie) kli...

WRAPPED 2024 / Odpływając w siną dal

Fot. Shane Rounce / unsplash.com >>>POSTAW KAWĘ<<< Końcówka roku, czas podsumowań - tutaj w formie antyrankingu, czyli bez zachowania żadnych kolejności i hierarchii. Pomijam jednak (w odróżnieniu od roku ubiegłego), zestawienie różnych nagród literackich i okołoliterackich - przechodząc bezpośrednio do moich własnych typów (z krótkimi komentarzami). Literatura, prasa, film, serial, show, muzyka, wystawa, podcast i videocast - kto ciekawy kulturalnych ciekawostek z marginesu, niech sprawdza. LITERATURA Polityczna: Brutalizm / Achille Mbembe. Pokój czy wojna? Rosja i Zachód - zbliżenie / Michaił Szyszkin. Apokalipsa tu teraz / Rene Girard. Stulecie nomadów / Gaia Vince. Mbembe zdeklasował, wysupłując niewygodną prawdę o późnym kapitalizmie, zbudowanym na wyzysku i przemocy oraz napędzanym religijnie wręcz wyznawanym technofeudalizmem. Rene wskazuje pierwotne i stale aktualne mechanizmy religijnej ofiary oraz społecznej automitologizacji - a Gaia odsłania absurd na...

SUDECKA LEGENDA / O powstaniu Młynu Łukasza w Szklarskiej Porębie

>>>POSTAW KAWĘ<<<   O szaleństwach zakochania Wysokogórską osadą Schreiberhau w śląskich Górach Olbrzymich, opiekowała się pewna przedsiębiorcza i rzutka boginka, bystrooka Lapis. Była duchem górskiego potoku, wypływającego ze szczelin masywu, mknącego bystro przez usiane głazami skalne koryto i przepływającego także przez tę odizolowaną osadę – w której ludzie zwali ten potok po prostu Kamienna. Duszka ta, prócz satysfakcji z przydzielenia do swej uroczej placówki, darzyła równie szczerym i nieco szalonym uczuciem Ducha Gór – osobnika różnie nazywanego i przybierającego w razie konieczności różnorakie oblicza. Spoczywał na nim trudny obowiązek zarządzania nie tylko samym pasmem Riesengebirge , ale i całym rozległym łukiem Sudetów – którym zawiadywał za pomocą rozbudowanej i rozległej korporacji duchów, demonów i innych astralnych stworów. Boginkę o wielkim sercu, ale i wielkich ambicjach pociągały w Rübezahlu przede wszystkim jego męskie cechy, których wielu s...