* [NA PUNKTY] / Wojciech Albiński
18. Co wtorek czekam na kolejny numer KL z nadzieją, że będzie "Na punkty" Wojtka Albińskiego. W końcu sam decyduję się punktować.
- Smuteczek, że chyba już tylko taką formą mogę ocalić pisanie. Ale też wesołkość, że może jednak będzie ocalone.
- Blog od stycznia zamierał, aż zamarł i wisi nad nim ostateczność odroczona. Wczoraj próba zamknięcia Patronite - no i fiasko (za mało $ na przelew). Pisanie to praca dla konsumenta, który nie wystawia nosa poza społecznościówki - a w socjale nie umiem.
- Chciałbym chyba napisać na blogu nt. "Kawałków o projektowaniu" Marcina Wichy - ale to oznaczałoby czytanie (ponowne) i wypiski. Pracę bezpłatną i prawie bezczytelniczą - czyli coraz rzadziej przyjemną grę intelektualną.
- Ale napiszę, czy nie napiszę? Przecież ostatni wpis powinien być zaplanowany, a nie z przypadku.
- Formatuję 1-y punkt językowo - dużo ścinam, żeby było prościej. Fajne to pisanie, taka nieskrępowana zwięźlina.
- Blokowałem takie pisanie wprost od siebie i o sobie. Niby nie lubię socjali - a tu proszę, taki mikrofejsik.
- Pewnie bym zaakceptował social media, bo czemu tak nie pisać - problemem jest jednak powszechny brak kultury. Brutalność większości średnio przejętej, że poza narzucaniem standardów agorze, szkoli też algorytmy uprawiające ten ogródek. A uczenie maszynowe na syfie, zamienia najmniejszą nawet kałużę w bagno.
- Dziwnym nie jest, skoro tylko skuteczność maszyn trzyma nas w pionie. Np. moim najlepszym przyjacielem jest odkurzacz bezprzewo (golarce też daję sporo lajków).
- W nocy pies się ssikał w łazience. Czyli inteligentny. Może założyć mu tik-toka?
- Nie, nadal nie nadaję się na socjale - nadmiar moralizatorstwa i czerstwy humor. Bum, bum, boomer.
- Sąsiad na klatce pyta kiedy mamy urlop. Wyrobił tyle nadgodzin w fabryce, że wcisnęli mu wolne do końca miesiąca - oczywiście żeby nie zapłacić. Nigdzie nie pojedzie, nawet się z nikim nie spotka (bo wszyscy pracują) - zostaje mu leżak na ogródku. Dobrze chociaż, że jest euro w TV. No i jak tu szanować neolibków?
19. Trasa: przyjemna S-ka i dziadowska autobana. Pierwsza chyba tego lata chęć, żeby ruszyć się gdzieś poza region.
- Bolesławiec. Zgrabna neogotycka wieża kościelna, chociaż zbudowana na miejscu zamku. Wolałbym zamek, ale w sumie sama wieża ma podobny klimat. I dwa obszerne tarasy widokowe.
- Czemu nigdzie nie można wejść na taką wieżę? Martwy symbol, jak wykrzyknik w przestrzeni.
- Przyjemny rynek, zgrabny i zadbany. Lekko opada w jedną stronę, co dodaje mu uroku (lokalna ciekawostka: hymn z ratusza grają 6 minut po popołudniu i trwa to jakieś 15 sekund).
- Widać że koniec szkoły i wakacje za rogiem - dzieci obsiadły fontannę, młodzież z nonszalanckim zacięciem promenuje po starówce. Fajnie jest mieć rynek, na którym to wychodzi i można go sobie do woli okrążać - w W. jest zbyt mały i od razu widać, że ktoś się szwenda.
- W kawiarni dostałem dużą kawę i rogaliki w cenie, za którą w W. dostałbym małą kawę i politowane spojrzenie. A podobno przygraniczne miejscowości mają ceny skrojone pod Niemca.
20. Za sprawą nieszczelnej fugi przy prysznicu oraz plastikowej listwy przypodłogowej utworzył się ciekawy akwedukt łazienka-kuchnia. Dystrybucja cieczy przebiegała bardzo powoli - więc sporo czasu zajęło namierzenie jego przebiegu. Jednak mokra sprawa, bo przez to pękła framuga w drzwiach.
- W sumie dobrze, że nie cieknie spod brodzika - remont w lokum to nocna mara - rodem z samego dna piekieł najemcy.
- 'Miejscowość' terenu migruje wraz z nami. 'Moje' miejsca są dziś gdzie indziej - niż np. 10, 15, 20 lat temu. Wokół każdego zamieszkania mamy jakiś 'swój' park, 'swój' sklep, 'swój' parking, 'swoją' ścieżkę.
- To jak nazywać to wszystko przeszłe - 'moje exmiejsca'? Chyba czasem trzeba porzucać nazewnictwo tak, jak porzuca się miejsca.
21. Akwedukt dalej działa, źródła były dwa - a drugiego szybkim fixem nie pokleisz...
- Pośpiech cały dzień - wyjazd na zlot rodzinno-okołorodzinny E. - i jeszcze trzeba zdążyć na mecz reprezentacji. Na tym bardziej zależy teściowi - mnie mniej, ale udaję przed sobą, że też - żeby 'miękko' wejść w to wydarzenie (na którym nie znam co najmniej połowy osób).
- Przy wyjściu urywa się wylewka w kranie. Płynność wszechświata zagęszcza się ostatnio w naszym lokum.
- Jeszcze odebrać opony do roweru. Niby pośpiech - ale nie mogę sobie odmówić pogawędki ze sprzedawcą (bo to typ pozytywnego maniaka).
- Po drodze kupuję dwie wylewki - i tak się zaraz urwie ten chiński szmelc (to już druga w tym roku).
- Głupio mi trochę, że nie zapamiętam wszystkich imion - komunikuję to ludziom wprost (z cichą nadzieją, że jednak się uda).
- Można się było aż tak nie spieszyć na ten mecz.
- Kładę się przed północą, choć mógłbym jeszcze posiedzieć. Lenistwo bierze górę.
22. Dobrze jest pobyć wśród sympatycznych ludzi. Jak by się było na wakacjach niemalże. Wesołe głupotki - a jakie orzeźwiające.
- Skręcam kostkę - a A. skręca kolano, przy zderzeniu w siatkówce. Ja się z tego potem wyłgam (podkręcona i nie poszło do końca) - a on nie (strzeliło). On idzie w poniedziałek do pracy fizycznej gdzie potrzebuje tej nogi - ja będę siedział z laptopem. Mam lekki dyskomfort do końca wyjazdu, choć to był wypadek dwóch starych osłów.
- Jakoś nas to zbliża i zagadujemy o stopniu bólu co jakiś czas. Staram mu się uzmysłowić powagę sytuacji (nie ma ruchliwości na boki) - czyli namówić, żeby koniecznie poszedł do fizjo. Widzę, że on nie z tych co wierzą w zdrowie. Prawdopodobnie będzie się męczył - aż go ból praktycznie wyłączy.
- Widziałem wielu takich facetów (w tym jednego w sobie na pewnym etapie) - szkoda mi ich, bo sami sobie często szkodzą niestety.
- Przegrywam w 7 Cudów Świata, wygrywam w Carcassone - chociaż jest zamieszanie przy liczeniu punktów i przez to czuję się, jakbym oszukał. Albo raczej czuję się, jakby reszta uważała, że oszukałem - i ta wygrana mnie nie cieszy.
- Dobrze chociaż, że rozgrywka była świetna - nigdy tak intensywnej nie rozegrałem. Mega inteligentne towarzystwo i świetny poziom. Aż chciałoby się częściej...
JESTEM NIEZALEŻNYM AUTOREM, WSPIERAJ MNIE I SYPNIJ GROSZEM:
23. Zaskakujące - ale żal, że impreza kończy się troszkę przed czasem. W drodze powrotnej naprawdę czuję się, jakbym wracał z wakacji. Wakacyjność to jakby coraz bledsze wspomnienie.
- Jeszcze przeciągamy we trójkę - i wchodzimy na górę z wieżą widokową. Na wieżę nie wchodzimy, bo płatna a widoku nie zmienia (poza zasłanianiem kawałka).
- Jeszcze kawa i ciastko na wyspie. Idź sobie smutku lata, sio.
- Przekładamy spotkanie z tatą - chcę żeby było było też rodzeństwo, trzeba ich jakoś pozbierać. Owładnia mnie całkiem ta rodzinność, wzrastała jakoś od początku roku. Chciałbym ich częściej spotykać.
- Powstrzymuje się, żeby nie zanotować soczystych zdań, które wymyślili inni autorzy - więc chodzę i je powtarzam (wynajdując powody, dla których je powiedzieć).
- Im jest się starszym, tym drożej kosztują błędy - ale jednocześnie coraz mniej się tym człek przejmuje.
24. Ile może być tego sprzątania na 40m kwadrat? (Dużo, jak się nie sprząta raz w tygu chociaż). Udaję że nie widzę i ślizgam się po przyczółkach (w-miarę) czystości.
- Jest wpis na blogu, 2 dni pisania w formule 1 + 0,5 + 0,5 (czyli łączny proces przez 3 dni).
- Jeden taki text wpis na blogu miesięcznie - uda się czy nie uda? Poszła ta recenzja Wichy, solidna choć bez błysku.
- Pewnie ten koncept regularności zdechnie, jak z treningami na wioślarzu.
- Treningi na wioślarzu (jeszcze) nie zdechły, ale się opieprzam na wszelki.
25. Zmarli i nieobecni ostatnio przychodzą do nas w snach. U nas wiadomo akurat, kto jest pierwszy w kolejce do umierania - ale to przecież nieprzewidywalne. W tej dyscyplinie jest pewnie najwięcej dzikich kart.
- Wiadomo też, że lokum trzeba będzie opuścić - aby zająć się żywymi, jak to po każdej śmierci. Czyli to jeszcze nie Dom, jeszcze nie Tu. Czy bardziej lubię to miejsce, czy nas w tym miejscu?
- Lokum i nasze zamieszkiwanie w Zdroju. Dobre miejsce i dobry czas. W głębi jednak przeczuwam, że to dobiega końca a zmiana jest za rogiem.
- Czemu szczera prostota, gdy zostaje zapisana to często brzmi trywialnie? Bo jest pozbawiona mimiki, gestów, spojrzenia?
- Wiek średni to śmierć na horyzoncie - która choć jest tam od zawsze, to teraz po prostu widać więcej szczegółów.
- A nie - wiek średni to jak z wierzchu wyglądasz normalnie ale wiesz, że na podszewce są przetarcia, plamy, naderwania.
- Na przystanku maltretują chlorów. Straszak miejski wyrzuca jednemu czapkę w śmietnik, drugiemu kopią plecak, potem ciągają ich po trawie. Rozumiem że interwencja - ale czemu okrucieństwo?
- Bo to uchodźcy wewnętrzni, horda, podludzie. Poza tym w kraju mundur nigdy się nie myli. Sami sobie kręcimy powróz.
26. Landlord zlikwidował drugie źródło akweduktu. To znaczy jutro się o tym przekonamy.
- W łazience zrobił się stroboskop z migającego halogenu. Teraz już trzeba ogarnąć oba - bo drugi jest w kuchni.
- Były wiosła? Były (i co z tego, że bez progresu).
27. Pozbywam się paru ciuchów - przy pojemniku PCK zastanawiam się, czy kiedyś trafię je ponownie w lumpie. Pojemniki przepełnione, wysypują się z nich wory - pod kolejnymi rozbebeszone hałdy. To już nie fast-fashion tylko mass-disaster.
- Ponad dwa tygodnie a ryje dalej wiszą - po każdym plebiscycie wzrasta olewka sprzątania. Z początku się starali - w październiku zniknęły w tydzień. Ale już w kwietniu dopiero po 2-4 i to z wyraźnym ociąganiem (a i tak gdzie-nie-gdzie są ostańce). Teraz pewnie zapomną całkiem i będą nas te głupie uśmieszki nękać co dnia.
- Głupie, bo samozadowolone a nawet posprzątać nie umieją (właściwe to przypilnować sprzątających za nich). A tak właściwie - to czemu ryje? Po co mi wiedzieć jak wygląda Wiesław Mąka, czy ja się o to prosiłem?
- Dostawili nowy apartamentowiec do starego blokowiska (właściwe obok - bo za średnicówką, już na polach, wśród garaży i działek). Cała fasada w balkonach - ich płyty tworzą linie ciągłe przez całą elewację (aż pomyliłem z galeriowcem). Pomysł nawet dobry, ale wykonanie trochę żal - wywalili wszystkie te balkony po stronie ulicy, zamiast na łąki i las w oddali. Rozumiem, że kierunki światła słonecznego z funkcją się nie pokryły - ale i tak można to było inaczej rozwiązać.
- Co tam balkony w spalinach, ludzie i tak kupią. Deweloper pęka z dumy, wywalił szyld na dach. Tutaj to w ogóle może mieć po całości wywalone, bo buduje się tak rzadko, że wszyscy go i tak po rękach całują.
- Przejeżdżam obok kościoła z którego wychodzi pogrzeb. Grabarze w czapkach jak drogówka, tyle że czarnych, mają też t-shirty z logo zakładu na piersiach. Formują nierówny rząd, tatuaże na rękach, daszki błyszczą w słońcu - wyglądają jak jakaś mundurówka. No kto ich tak wystroił - że powagę zastąpiono groźbą (wszyscy sznurem za murem)?
- "Straż Ozyrysa" - tak ich nazywam (od nazwy zakładu). Nie chciałbym żeby taka ekipa mnie chowała - bałbym się jakiegoś mandatu (za prędko czy za wolno umarłem?). Albo że mnie wcześniej zmuszą, żeby tę mogiłę wykopać.
- W budowlanym przede mną typ podnosi Księcia Mieszka i kładzie na rancie. Drugi z przeciwka chce go przechwycić, ale się kryguje - zwalnia, szuka fajek, widać że będzie czekał aż wszyscy pójdą. Spokojnie dopinam rower i biorę tę dyszkę (bez zadyszki).
- Nie jestem ani tak bogaty jak ten pierwszy, ani tak pospinany jak ten drugi pacjent. Pewnie jednak jestem złym człowiekiem - bo to mógł być np. piniądz serwisanta od automatu.
- Ale trudno - oni przynajmniej mają stałą pracę, a ja walczę o każdą dychę.
- Znowu jakiś kupon na loterię - zastanawiam się czy zarejestrować, choć przecież nie zwykłem łapać tych haczyków. Więc - czy to tylko starość, czy może już jakaś desperacja?
- Miało być tylko do sklepu, a jednak zbaczam. Zamiast pracować - przejażdżka, to dziwnym nie jest, że kokosów nie ma.
- Pośród turystów grupa ogrodnicza. Inna jest struktura ciała robotnika.
28. Cały komentariat podpala się starciem Trump vs Biden. To już nawet nie liga oldboyów, tylko geriatryczna - ale ponoć nadal zachowują się jak dzieci.
- Don na jesieni chyba wygra - a Europa będzie miała przetupane na wiosnę.
- Już ma, tylko nie chce jej się tym zająć, bo są prawie wakacje.
- Odwołany ostatni trening karate, Sensei już wybył. Czuję się jakiś osierocony.
- Dobrze że zmieniłem opony w rowerze - jest nadzieja, że przynajmniej będę jeździł (bo 'musi się zwrócić').
- Sms do landlorda, że akwedukt w łazience zlikwidowany. Chociaż łazienka sama w sobie jest też akweduktem - więc raczej średnia ta metafora.
- W smsie wpisałem 'przeciek' - nie będę przecież zarzucał antykiem. Nam, chłopom, najłatwiej chyba porozumieć się na technicznym gruncie.
- Nominacje do Nike. Bez czekania na krótką listę obstawiam, że wygrają "Chłopki". Wprawdzie już wygrały - bo jako bestseller dały chociaż chwilowe utrzymanie autorce (rzadkość wśród książek).
- Ale Nike i tak dostaną - przecież ten kraj by tak nie wyglądał, gdyby radośnie nie dosypywano zwycięzcom.
- Nie wiem czy to dobra literatura - nie czytałem, bo przegapiłem moment gdy 'zwrot ludowy' przeszedł w 'chłopomanię'. W każdym razie chyba literatura potrzebna, skoro się wyprzedaje. Ale sukces sprzedaży wszystkiego nie rozstrzyga - w końcu czemuś ją pominęli przy innych nagrodach.
- Walory literackie nieważne - bo zawsze znajdzie się takie jury, co fiknie kozła, żeby na plecach kontrowersji wjechać na podium 'odważni i bezkompromisowi'.
29. Felieton to najbardziej żywa literatura. Choć mówią że wcale nie i ledwie publicystyka. A to forma najbardziej żywotna, najwigorniejsza, fit-literatura - jeśli tylko ktoś potrafi przeszmuglować ją do felietonu. Zawsze czekam na dwie takie przemytniczki - Masłowską i Hund.
- Panie Dorotę i Olgę poza rentgenem w piórze łączy poczucie humoru. Pierwsza zdaje się uprawiać go 'za wszelką cenę' a druga 'pomimo wszystko'. Żadna nie osuwa się przy tym w desperację lub żenadę.
- Hund w tym tygu przypomniała co należy pamiętać o zonie. Najcelniejszy ostatnio portret premiera - który całkiem już chyba skręcił w ulicę Wiązów.
- Musiałem sięgnąć po książkę Masłowskiej z felietonami, żeby psychicznie podołać dalszemu czytaniu Gai Vince. Niby wszystko wiadomo, że ludzkość w rzyci, itd. - ale jak się to dostaje wyłożone w naukowym i elokwentnym stylu, to mocno gniecie.
- Tzn. mnie gniecie, wielu raczej zgrzewa. Czasem tęsknię, żeby też mnie zgrzewało.
- Cały dzień z rodzinką. Ojciec dostaje nową kawiarkę - ładna, chromowana włoszczyzna. Dzielimy się w kuchni technikami parzenia.
- Smażymy się na ulicznej patelni, zaklejając w brata aucie okno folią - bo szyba wpadła do środka. Mija nas auto z maską przyczepioną powertapem. Inżynieria z folii i taśmy - bardzo to polska myśl technologiczna.
- Bracka Skoda to fenomen - ma 20 lat i sypie się jak łupież - ale dalej jeździ i P. ją bardzo lubi. Przypomina mi się moja Nexiunia - miała 21 w dniu złomowania i żegnałem ją niczym admirał swój okręt flagowy.
- Rodzinka w dobrej formie, cicho marzę, że kiedyś pojedziemy razem na wakacje.
- Minister a zachowuje się jak ministrant. Po jego kolejnym nabzdyczonym X-ksie (extweetcie?) to chyba tylko przywrócić Gdańsk wolnym miastem.
30. Żeby pisać o mieście, trzeba mieć temperament. Każde miasto też przecież go ma - inaczej byłoby tylko terenem zabudowanym. Jak się piszący z tą żywiołowością zsynchronizuje, wtedy opisywanie trafia w punkt.
- Może właśnie dlatego trudno mi skończyć rozgrzebaną książkę. Bo ja sam niemrawy - natomiast samo W. to chyba niemiasto (w dodatku raczej w fazie schyłkowej).
- Temperamentny piszący ma jednak przewagę i może nagiąć sobie miejsce - będzie się zbliżał, oddalał, znienacka w nie wskakiwał - i wychwytywał nawet te wątłe koloryty (doprawiając je samym sobą).
- A ja co? Empatycznie poddaję się nastrojowi miejsca - to dziwnym nie jest, że mi wychodzi portret trumienny. Może i piękny katafalk - ale jednak wciąż katafalk.
- Założenie tej książki może być błędne - na przekór wszystkiemu pokazać, że także W. ma swój urok (czy raczej miewa). No przecież wiadomo, że ma - ale czy takie podejście nie zamyka na inne aspekty? Więc to pisanie pod tezę, która nawet jeśli przekorna, to jednak usztywnia.
- W pisaniu felietonów najlepsze było właśnie naginanie własnego sztywniactwa. I słowotwórstwo - bo bezcenna jest radość z wynajdowania językowych zlepień.
- Alerty RCB codziennie - jak to ma działać alarmowo? Wiadomo że pogoda wsadza nas do piekarnika i pod elektrowstrząsy na przemian, ale daliby 1 sms na cały tydzień i starczy.
- Strzyżemy psa bo choć upał odpuszcza, to raczej tylko na chwilę. Znów będą pytać czy to szczeniak. Odpowiadam że tak, 13-letni - czyli najstarszy szczeniak w mieście (całkiem jak ja).
Od punktu do punktu i po czerwcu.
Bardzo dobre! Podoba się.
OdpowiedzUsuńJeszcze od zamykania (blogów i innych działalności) kiedyś miałem znalezione i zapisane gdzieś w internatach „when tired, take a break (don’t quit)” (czy coś podobnego). 5!
Dzięki! Nie myślałem o zamknięciu bloga, martwię się tylko, że niepostrzeżenie zdechnie (czyli że nie będzie świeżych wpisów, albo że deficyt pomysłów na nowe serie). PUNKTY to fajne pisanie, polecam też oryginał (dziś wyszedł). 5!
UsuńTrafnie, w punkt :)
OdpowiedzUsuńFajny taki wypunktowany przerywnik, dodaje trochę tła do bloga. No i forma jednozdaniowych komentarzy do rzeczywistości podoba mi się bardzo :)
Dziękuję za komentarz (jednozdaniowość najprzyjemniejsza ;). Żeby właśnie zachować tę lapidarność, punkty będą publikowane dwa razy w miesiącu (w połowie i na koniec). Postaram się też mixować tę serię naprzemiennie między innymi textami. Pozdrowienia!
Usuń