Przejdź do głównej zawartości

PUNKT PO PUNKCIE I W PODPUNKTACH / W magistracie Mordoru ukradli mi parasol

 
Punkt po punkcie i w podpunktach,
czyli wzorowany* dziennik
wewnętrzno-zewnętrzny,
publikowany na bieżąco oraz
z dala od społecznościówek

* [NA PUNKTY] / Wojciech Albiński

2024

08
1. Na wakacjach objętość wody oblicza się w wymionach. Dwa strzyknięcie wody z wymiona idą do kawy, trzy strzyknięcia do mycia zębów, itd. (jedno wymiono wystarcza na ok. 1/2 dnia). Kemping to jest świat.
2. Na wakacjach obowiązuje powszechny dobrobyt husycki. Czyli obfitość jadła, napitku, kawy, lodów i zamków. Wakacje to jest życie.
3. Na wakacjach obowiązuje 'nicnierozumienie', 'wszystkozachwycenie' oraz 'nanicnienarzekanie'. Nawet jeśli drugi dzień pada i w aucie śmierdzi małpami (a nawet kawa nie rozgrzewa). Ponieważ niebawem na powrót wychodzi słońce, atrakcje zachwycają i trafia się do dobrej knajpy (z pieczoną rybą oraz zimnym piwem).
4. Na wakacjach zaleca się ani nie myśleć, ani nie działać - a jedynie płynąć z prądem, ku kolejnym małym zachwytom (nad mniej lub bardziej kreatywnym i powszechnym nieróbstwem).
5. Na wakacjach zaleca się gapić. Gapowato i bezmyślnie w coś wgapiać (np. w krajobraz). Tonąć w tym gapieniu się aż po czubeki rzęs - ażeby od tego gapienia stać się mózgowow bezdomnym. Bo bezdomność to naturalny stan człowieka.
6. Na wakacjach nie powinno się odbierać telefonu, bo to kwasi mleko, rozfermentowuje kombuche i ogólnie mąci we łbie. Jeśli oczywiście coś jeszcze w nim zostało po wstępnej dekompresji.
7. Tranzyt, tranzyt - a słońce miażdży głowę. Gubimy wymiono (czyli butelkę do filtrowania H2O).
8. Na starych śmiechach (miasto W.) po staremu - BPM ode mnie dowiaduje się, że Joanna Bator dostała nagrodę - a jakiś niespełniony pisarz poucza mnie, w jakim tempie pisać książki. Te władze miejskie nienawidzą swoich mieszkańców - a gadanie z nimi to koszmarna strata czasu (w dodatku ukradziono mi parasol spod makiety ratusza).
9. Bracia Czesi przybyli z Czeskiego Raju do polskiego piekiełka. Nie wiem, czy jezioro im się podobało - ale mieli klawego diabła tasmańskiego na masce terenówki. Złożyli namiot dachowych, rzucili 'na shledanou' i pojechali w siną dal.
WSPIERAJ NIEZALEŻNEGO AUTORA I SYPNIJ GROSZEM:
10. Nie wiem, ale może na literaturę trzeba po prostu mieć miejsce? Ile tego miejsca, tyle też tej literatury - więc jak miejsce to jest 'pomiędzy', to wychodzi 'pomiędzyliteratura'.
  • "Autobiografikcja to może być archipelag, nigdy kontynent" - rację ma autorka tego stwierdzenia (chyba A. Sikora), co jakoś mi potwierdza lektura "Juno" pani Dziewit-Meller ("kobiety z przyszłości", jak mówi o sobie w podcaście u Stawisza).
  • Uwaga, przepis na 'powieść współczesną' (cytuję z okładki). Wziąć wszystkie smutki polskiej klasy średniej: kredyt (we frankach), awans społeczno-ekonomiczny (syndrom oszusta), obawa o dzieci (aspiracje) i przeskalowany kryzys wieku średniego (turbo andro&menopauza). Wymieszać z przebodźcowaniem, stresem, mową potoczną, luźnymi motywami społeczno-politycznymi (feminizm, aborcja, eutanazja, celebrytoza, myśliwi). Gotować na średnim ogniu uniwersalnych lęków człowieczych (przekwitanie, starzenie, śmierć). Serwować podlane sprawdzonym sosem z mieszanki lekko cynicznego żalu, ciut sarkastycznej ironi i uwierającego niespełnienia. Okrasić regułami pisania (cliffhangery, grande finale, itp.).
  • Smakuje całkiem nieźle, btw - choć to danie raczej z segmentu comfort food ala zero waste (co jakoś wiąże się z naszą współczesnością?). Pisze się takie chyba nawet lepiej niż czyta - jak to zwykle bywa z autoterapią (nawet jeśli zwieńczoną niepotrzebnym meltdownem nt. własnego talentu, poziomu krytyków oraz spodziewanej reakcji czytelników).
  • Podsumowując: ogólnie w porzo, choć bardziej przewidywalne niż mniej (sytuację ratuje klasyczny chór narratorów, wnoszący trochę świeżości do tej 'beczki śmiechu przez łzy'. Czemu mi to pachnie "Empuzjonem"?). Powieść w sam raz do łyknięcia w wakacje nad jeziorem - niekoniecznie na Mazurach (Juno to nazwa jeziora). Junoumi łot aj min.
11. Wakacyjna pustka we łbie - czyli tzw. umysłowe bagno (ale z tych pozytywnych, czyli odwrotność brainrotu). Życiowe wydarzenia można wtedy sobie spokojnie przeżywać - zamiast nerwowo przeżuwać.
12. Widok na jezioro z wysokiego brzegu - to lepsze niż literatura.
  • Rower: pół drogi pokryte tragicznie dziurawym asfaltem (na podściółce z kostki kajzera), drugie pół żwirowo-piaszczyste. Wita Polska sołecka, środkowo-zachodnia.
  • Gazetę kupiłem na poczthalterii, jak tu mówią. To jedyne miejsce z prasą - w tej wiosce podszywającej się pod miasteczko.
13. Czytam gazetę, czyli łapię kontakt z bazą (tematycznie, stylistycznie, językowo). Mielenie miału, miau-miau.
  • Posłuchać wiatru w trzcinach, przyglądać się reflexom na wodzie, poczuć jak stygnie wieczór. Zwolnić (się - z innych czynności).
14. Powrót z wakacji - na lawecie. Taka mała tradycja, że co dwa lata nasze auto organizuje nam takie urodziny. A mechanik dostępny dopiero w poniedziałek, więc do końca urlopu zostają autonogi.
  • Zdrój spokojny, Zdrój wesoły. Knajpa, lody, kawa, spacer - życie jak w Madrycie, życie jak we śnie (kuracjusza, ofk).
15. Podoba mi się nazwa "Zielone Brygady" - znacznie bardziej niż "Ostatnie Pokolenie". Budzi też więcej sympatii. A jak wiadomo uznanie wśród lokalsów - obok zdecydowania i radykalizmu wobec oponentów - to key factor każdej guerilli (i zarazem jej chleb powszedni). Jaka szkoda, że niektórzy próbują wymyślać koło na nowo - zamiast wsiąść na wóz i jechać po swoje (wóz, albo przewóz!).
  • E. na urlopie = brain damage (czyli absolutnie urocza i nieco absurdalna Akademia Dziwnych Kroków).
Punkt po punkcie i już połowa sierpnia.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

FELIETON / Oglądając

Fot. Clark Tibbs / unsplash.com >>>POSTAW KAWĘ<<< #DSG Solidaryzując się z rodzimymi twórcami, obejrzałem serial (a nawet dwa). Jako że pogoda w łykend zachęcała do bingie-watching’u , z przyjemnością wciągnąłem najnowsze dzieło popularnego serwisu streamingowego – sygnowane twórczością Jakuba Żulczyka. Czyli miniserial pt. „Informacja zwrotna” (5 odcinków) . Chwilę wcześniej miałem do czynienia z innym (choć jakby bliźniaczym?) dziełem, w którym p. Jakub maczał palce – mianowicie z „Warszawianką” ( boooring ). Jestem fanem twórczości p. Żulczyka (żeby było jasne) – aczkolwiek chyba raczej nieszczególnie wiernym (dotychczas przeczytałem tylko dwie jego książki). Za jego twórczość w każdym razie uważam także (słusznie) prześmiewcze wpisy i (celne) komentarze w mediach społecznościowych. Jakby nie było, pozostanę wdzięczny p. Jakubowi, za słynną (i jakże aktualną) potyczkę z Andrzejem – z której to pokłosia, tj. rozprawy sądowej, jego mowa obrończa przeszła już chy

PUNKT PO PUNKCIE I W PODPUNKTACH / Pozdrowienia z otchłani

>>>POSTAW KAWĘ<<<   Punkt po punkcie i w podpunktach, czyli wzorowany* dziennik wewnętrzno-zewnętrzny, publikowany na bieżąco oraz z dala od społecznościówek * [NA PUNKTY] / Wojciech Albiński   2024 07 16. Dziś po dwutygodniowym okienku znowu wyszły "Punkty" Wojtka Albińskiego. Zdecydowałem, że będę wspominał o oryginale i protoplaście moich 'Punktów' - w każdym 1-ym punkcie kolejnych punktów. Tak zdrapałem zdrapkę, że zdrapał się też kod konkursowy, który miał zmienić moje życie. Znaczy się nie zostanę surferem. Nowa biedra w polu na wykończeniu, jeszcze dorobią parking. Póki co brodzili w błocie - jak w 1670. Mnie uczyli, że budowę zaczyna się od parkingu (bo bagno jest dla świń). Lata 30-e w życiu człowieka to czas, w którym najlepszym kolegą najczęściej jest własny staruszek. 17. Chyba powinienem być dumny, że "Elegia dla bidoków" to jedna z nielicznych książek, której nie byłem w stanie przeczytać do końca. Ani nawet do połowy - bo