Niewielu jest takich, których nie zachwyci – lub przynajmniej nie zaintryguje – srebrna nić pędząca po łące, wraz z ośmionogim aeronautą na pokładzie. Jest ona przecież żywym dowodem na to, że zwierzęta też posiadają swoją technologię (pająk bez skrzydeł czasem też lata).
Przełom września i października to w naszych stronach złoty czas. Zjawiskowe, niskie światło – szalenie ciepłe, miodowe i otulające ten nieco już podmarzający świat. Długie, chłodne i lekko przymglone cienie – jako kontrastowe tło, uwypuklające oszałamiający spektakl kolorów. Drzewa, krzewy, trawy i reszta flory wyłamuje się teraz masowo spod zbiorowej uniformizacji zieleni – niemal prześcigając się w kreowaniu najodważniejszych barwnych zestawień. Sygnałowa żółć klonów, brzóz i lip, ciepły brąz kasztanowców i olsz, patynowane złoto dębów, purpurowa czerwień buków, podpalany szkarłat berberysów, głęboki fiolet wrzosów – natura wyraźnie już idzie w paletę barw ciepłych, jak wygodny jesienny sweter. Zieleń wyraźnie ustępuje, zasypywana zrzucanym urobkiem – pośród którego błyszczą kasztany, żołędzie i buczyna – te korale natury o najdziwniejszych i najzabawniejszych konstrukcjach. Każdy z nich to małe dzieło sztuki użytkowej – owoc całorocznej pracy, starannie opakowany w kolejne amortyzujące i transportowe warstwy, gotowy do drogi i czekający na dostarczenie do nowego siedliska.
Koniec września to także czas by się przekonać, czy naszą okolicę zamieszkują jelenie – niekwestionowani królowie lasu. Dźwięki dochodzące z rykowiska przypominają nam, że na szczęście nie jesteśmy jeszcze tutaj całkiem sami. Te leśne krowy mają bowiem swoje gody, poprzedzane spektakularnymi pojedynkami na dorocznych zlotach, organizowanych tradycyjnie w najdzikszych leśnych ostępach. Kto odważy się udać tam po zmroku, może liczyć na niezapomniane doznania – bo każde spotkanie z dzikim zwierzęciem, uzmysławia nam przecież delikatną sieć wzajemnych połączeń (oraz podobieństw). Śpiochom pozostają spotkania z równie uroczymi sarnami, które wychodzą na łąki w południowych godzinach, żeby nałapać jak najwięcej solarnej energii.
Ptasiarze mają teraz swoje żniwa. Migracje małe i duże ubogacają właśnie naszą audiosferę. Wędrujące klucze ptaków różnej maści, gabarytów i upierzenia przecinają niebo, obsiadają łąki, miedze i żywopłoty. Orzechówka podjada owoce leszczyny, sroki w stadzie dokazują na starym folwarku, wrony nad stadionem zabawiają się lotem synchronicznym a dostojne żurawie odpoczywają na łąkach w czasie dalekobieżnego rejsu. Rzeczpospolita ptasia ruszyła w trasę – nie uznając przy tym żadnych granic, norm i zakazów (ptaki to przecież rasowi anarchiści).
Zapach palonych jesiennych liści z nad ogrodów działkowych jest esencjonalny, miękki i aromatyczny jak poranna mgła – podobnie jak woń świeżo nazbieranych grzybów, kiedy lądują na kuchennym blacie. Przyniosły z sobą zapach lasu, ściółki i próchnicy – żyzny, ciężki, piżmowy.
Jeszcze nie jesień, już nie lato - jeszcze chwila i jeszcze moment na cieszenie się słońcem, ciepłem, światłem oraz obfitością. Pogodny czas pędzących z wiatrem liści, kołysanych lekko łodyg, błękitu nieba przetykanego pasami białawych obłoków i powidoków chmur. Troskliwe kobiety otulają wełną stare, zdrojowe buki – dzieląc się swoją wiarą, nadzieją i miłością. Babie lato, złote babie lato.
JESTEM NIEZALEŻNYM AUTOREM, WSPIERAJ MNIE I SYPNIJ GROSZEM:
Komentarze
Prześlij komentarz